niedziela, czerwca 14, 2015

Przerwa niestety przymusowa z nadmiaru słońca :-)


 
Witam ponownie 
po dłuższej przerwie 
Wszystkich czytających i piszących,
 kochających i lubiących 
książkową blogosferę.

 
 

Zupełnie niedawno był cudownie słoneczny długi weekend, który planowałam spędzić z rodziną i oczywiście książką w ręku.

Prawie udało mi się :-)

  Pierwszego dnia tego długiego weekednu zorganizowałam urodziny mojej córeczki, zatem była cała rodzinka w komplecie.
Moja córeczka oszalała ze szczęścia ponieważ otrzymała wymarzony prezent - zwierzątko, które od razu pokochała miłością ogromną.  Ponadto tak samo jak ja, uwielbia mieć wszystkich bliskich dokoła siebie.


Natomiast drugiego dnia pojechałam do siostry na wieś, żeby spędzić dzień sielankowo i słonecznie.
Stąd też te urocze zdjęcia.
 
Czytałam książkę dosłownie w każdym skrawku ogrodu i na wszystkim na czym mogłam siedzieć lub leżeć czytając i popijając wyśmienitą kawę.
 
Postanowiłam też zrobić dobry uczynek i wypieliłam warzywnik mojej siostry z chwastów. 
 
 
Podczas właśnie tego pielenia postanowiłam ochronić się przed słońcem i posmarowałam się kremem z filtrem.  Kolejnego dnia okazało się, że mój cudownie zapowiadający się długi weekend niestety dobiega końca.
Dostałam straszliwego uczulenia od owego kremu i znalazłam się na pogotowiu. 
 
 
 
Natychmiast dostałam dwa zastrzyki i powoli zaczęłam wracać do normy - przynajmniej tak mi się wydawało :-)
 
 
 
Już na drugi dzień okazało się jednak, że prezencik mojej córeczki - zwierzątko, powoduje że moja alergia na krem nasila się i doszło do tzw. alergii krzyżowej. 
Żeby zatem nie robić przykrości mojej ukochanej córci i zarazem dojść do siebie spakowałam torbę i wyprowadziłam się do swojej mamusi.
 
 
Nie mogłam niestety czytać ani pisać ponieważ miałam tak spuchniętą twarz, że ledwo na oczy widziałam. No i leki odczulające działały trochę usypiająco :-).
Dlatego przez chwilkę mnie nie było w blogosferze.
 
 
Leczenie troszkę potrwało ale na szczęście w końcu doszłam do siebie. 
Krem wyrzuciłam do śmieci i z wielką radością wróciłam do domu, gdzie okazało się, że jak już jestem zdrowa to Milo (zwierzątko córci) nie działa na mnie alergicznie i mogę z nim mieszkać :-).
 
 

Z równie wielką radością wróciłam do moich książek, czego wyraz mam nadzieję niedługo przeczytacie.


Pozdrawiam bardzo serdecznie
ponownie Zaczytana Joana


6 komentarzy:

  1. Fajnie, że wróciłaś :) I dobrze, że opuchlizna zeszła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję - też się cieszę bo wyglądałam strasznie :-)

      Usuń
  2. Współczuję takiej alergii :( Dobrze, że wszystko pozytywnie się skończyło... Co to za uczulający krem? :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie było za wesoło a posmarowałam się kremem z filtrem 20 wiec wydawało by się ze bezpieczny :-)

      Usuń
  3. Ależ miałaś niemiłe przygody... współczuję
    A dla córci sto lat! A Milo co to za zwierzątko?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie było wesoło - a zwłaszcza jak spojrzałam w lustro i zobaczyłam kogoś zupełnie obcego :-)
      Majeczka dostała w prezencie małą szynszylkę i nazwała ją Milo.
      Jest przeurocza, bardzo bystra, szybko się uczy i nie ma żadnych pazurek wiec nie podrapie mojej córci.
      pokochaliśmy Milo już wszyscy - a ja dodatkowe jestem bardzo szczęśliwa że okazało się definitywnie że to było uczulenie tylko na krem i mogę mieszkać z Milusiem :-)

      Usuń

Dziękuję za treściwe odwiedziny :-)

Copyright © 2016 Epilog - zaczytana Joana , Blogger