poniedziałek, kwietnia 13, 2015

"Gwiazd naszych wina" John Green


Tytuł: "Gwiad naszych wina:
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: czerwiec 2014
Liczba stron: 320

Moja ocena: 10/10


 
Dwa dni tylko minęły, 312 stron tylko przekartkowałam, dwie noce tylko nie przespałam, jedną książkę tylko przeczytałam i życie przeszło na inny wyższy poziom. Tak John Green ze swoją książką wtargnął wręcz do mojego świata i dziękuję mu za to, że uświadomił mi jeszcze bardziej to co tak naprawdę już wiedziałam.

„Gwiazd naszych wina” to opowieść o trójce przyjaciół, których połączyła walka o przetrwanie, walka o każdy następny krok, walka o każdy oddech i każde możliwe spojrzenie. Główna bohaterka Hazel ma raka tarczycy z przerzutami do płuc, Agustus przez raka stracił nogę, natomiast Isaak wzrok. W takich okolicznościach poznajemy tych troje nastolatków, a każda następna strona to nie tylko walka z chorobą ale i ze wszystkimi młodzieńczymi problemami.

Ogromny optymizm, pozytywne nastawienie do świata i dystans do choroby pozwala przetrwać te najcięższe chwile. Nie chcą, by się nad nimi litować tylko pragną przeżyć jak najlepiej ten czas który im pozostał. Pragną spełniać swoje marzenia, przyjaźnić się, kochać i być kochanymi. Natomiast zdystansowane i żartobliwe albo i wręcz ironiczne potraktowanie raka przez tych troje całkowicie mnie rozbroiło, a całej powieści nadało niesamowitej lekkości. Hazel mówiła o sobie, cyt. „Osoba Profesjonalnie Chora”, natomiast o niespodziankach, które otrzymywała „bonusy rakowe” lub „uboczne efekty umierania”.

Jest jeszcze druga strona – czyli rozpacz i walka rodziców o każdy dzień życia swojego dziecka. Dla mnie właśnie momentem przełomowym były słowa mamy Hazel, które sprawiły że zaczęłam tę książkę czytać z innej – mojej perspektywy. W chwili słabości, obawiając się że traci swoje dziecko i przegrywa walkę z rakiem powiedziała ona cyt.: „... nie będę już mamą..” – tak mną to wstrząsnęło i poruszyło do głębi, że oczywiście łzy mi poleciały automatycznie. Jednak zaraz po chwili uświadomiłam sobie, że ja na szczęście nie tylko byłam ale i jestem oraz mam zamiar nadal być mamą pięknej i cudownej córeczki. Dlaczego o tym wspominam, bo właśnie tak podeszłam do tej niesamowitej powieści i wyciągnęłam z niej wszystko co pozytywne.

Przepłakałam jeszcze kilka momentów ale po zamknięciu ostatniej strony zaczął się natłok samych pozytywnych myśli. Warto albo i nawet trzeba cieszyć się tym co mamy i czerpać całymi garściami z tego co nam życie przyniesie. Nastawiłam się na super książkę, mimo wszystko utrzymaną jednak w melodramatycznym tonie, a to co otrzymałam całkowicie mnie zaskoczyło i dało ogromną dawkę pozytywnej energii. Powieść mimo swego ciężkiego i smutnego tematu jest wbrew pozorom niesamowicie przyjemna w czytaniu i o dziwo żartobliwie ironiczna.

Dlatego podsumowując stwierdzam, że to książka ciężka i lekka w tym samym momencie, bardzo smutna i dowcipna jednocześnie, wyciskająca łzy żalu i radości zarazem. Zatem polecam ją gorąco i dosłownie każdemu. Mam nadzieję że też weżniecie z niej garściami wszystko to co pozytywne i rozświetlające. Ja ją w ten sposób sobie przygarnęłam i mimo potoku łez czuję że przeczytałam kawał cudownej literatury.

 

Książka brała udział w wyzwaniach czytelniczych „Pod hasłem” i „Z półki” w 2014 roku
 
Zaczytana Joana
 

1 komentarz:

  1. Dla nas to także świetna książka, z której dużo można się nauczyć :)

    Pozdrawiamy!
    rodzinne-czytanie.blogspot.com

    + z przyjemnością obserwujemy :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za treściwe odwiedziny :-)

Copyright © 2016 Epilog - zaczytana Joana , Blogger