"Bunt zranionych" Artur Żurek
„Bunt
zranionych to debiutancka powieść pana Artura Żurka, która już od samego
początku zaskoczyła mnie pozytywnie. Autor bardzo szybko wprowadza czytelnika w
akcję i do samego końca nie zwalnia tempa.
Powieść
zaczyna się od słów cyt.: „Pan Mark Novik, nie może się z panem spotkać. Pan
Mark nie żyje”, które skierowane są do głównego bohatera. Tomasz Wołyński, bo o
nim mowa przylatuje do Dżuddy w Arabii Saudyjskiej i na dzień dobry słyszy
właśnie wcześniej wspomniane zdanie. To dopiero początek rollercoastera w którym
nasz bohater właśnie wsiada.
W
tym samym czasie, ale w Warszawie Pan Piotr Majski, znany dziennikarz
zapowiada, że ujawni fakt, iż polskie banki są wplątane w handel bronią i
pranie brudnych pieniędzy.
Na
scenę powieści w tym momencie wkraczają zaniepokojeni bankowcy oczywiście,
politycy oraz przestępcy, a powieść nabiera ogromnego tempa. Wydarzenia zarówna
na Półwyspie Arabskim, jaki i w Europie prześcigają się zarówno pod względem
wartkiej akcji, jak i zaskakujących jej zwrotów.
„Bunt
zranionych” to podobno pierwszy tom z serii, gdzieś wyczytałam. Dla miłośników
sensacyjnych thrillerów to będzie bardzo dobra wiadomość, ponieważ w tej
powieści nie brakuje walorów charakterystycznych dla tego gatunku.
Autor
zadbał o to, żeby jego bohaterzy byli dosłownie i w przenośni cały czas w
biegu. Wartka akcja i błyskawiczne oraz zaskakujące zmiany jej biegu to główna
cecha tej książki. Do tego dochodzi świat dużych pieniędzy, polityka i
oczywiście rasowi gangsterzy. Bohaterzy wykreowani wyśmienicie, bo tych,
których miałam polubić to właśnie polubiłam. Ci natomiast, którzy mieli za
zadanie wzbudzić moją podejrzliwość, też tak uczynili. Jednym słowem, czytelnik
z pewnością nie nudzi się trzymając tę książkę w ręku.
Mimo
wszystko delikatnie uwierała mnie mnogość nazwisk, co sprawiało, że musiałam
chwilami się zatrzymać, by przetrawić to, co przeczytałam i połączyć z tym co
było wcześniej. Podobnie miałam też z natłokiem nagłych wydarzeń na końcu
powieści. Miałam wrażenie, że autor chciał szybko upchnąć jeszcze kilka
pomysłów, bo przecież książka już się kończy. Niepotrzebnie, bo mógł zostawić
to sobie do kolejnego tomu. Manewr ten w ogóle by nie zaważył na jakości
powieści, a nawet bym powiedziała, że wręcz przeciwnie. Podobno od przybytku
głowa nie boli, ale z drugiej strony czasami mniej znaczy lepiej. Tę drugą
opcję właśnie bym zastosowała przy zakończeniu książki, w którym zrobił się
drobny bałagan. Myślę jednak, a nawet śmiem być pewna, że autor dopiero
szlifuje swój kunszt literacki i kolejne tomy tej serii będą już dopracowane.
Ponieważ
jestem wzrokowcem to zwracam też uwagę na wydanie książki. Okładka niestety nie
jest w moim typie i stojąc w księgarni, raczej bym nie sięgnęła po tę pozycję,
ale jak wiadomo to już jest rzecz gustu. Na szczęście dla mnie otrzymałam ją w
formie e-book, za co dziękuję portalowi www.sztukater.pl bo czytanie tej książki sprawiło mi
przyjemność.
Spełniła
swoje podstawowe zadanie, bo spędziłam z nią wspaniały wieczór pełen
sensacyjnych przygód. Dlatego właśnie polecam debiutancką powieść Pana Artura
Żurka pod tytułem „Bunt zranionych”, zwłaszcza miłośnikom tego gatunku.
Gwarantuję wartką akcję pełną zaskakujących zwrotów przy jednoczesnym akompaniamencie
lekkości pióra autora, z jaką została napisana, co mnie wręcz uwiodło. Buduje
to wyjątkową mieszankę i ogromną przyjemność czytania.
Polecam.
Zaczytana
Joana
Ciekawym debiutem nigdy nie pogardzę.
OdpowiedzUsuńPolecam :-)
Usuń