W Bookieciarni królowało wyzwanie, które nazwałam „Czytelnicze imieniny” i polegało ono na tym, że czytałyśmy książki naszych imienniczek.
Październik wylosowała Betka i w związku z tym czytałyśmy książki napisane przez autorki o imieniu Beata. Zaczęłam zatem prześwietlać moją biblioteczkę i przypomniało mi się, że kiedyś w ramach akcji „przeczytałeś, podaj dalej” otrzymałam książkę Pani Beaty Pawlikowskiej.
„Moim sensem jest miłość, jaką w sobie mam – do siebie i do innych ludzi.”
„Trening szczęścia” bo o niej mowa, to moje pierwsze spotkanie z twórczością Pani Beaty, dlatego nie miałam pojęcia czego mogę się spodziewać. To nie jest typowy poradnik, ale raczej zeszyt ćwiczeń i przyznaję, że z przyjemnością przewertowałam jego kartki.
Autorka kieruje ten zestaw do osób, które chcą zmienić swoje nastawienie do świata z pesymistycznego na bardziej optymistyczne. Wychodząc z prostego założenia, że pozytywnego myślenia można się nauczyć, albo je w sobie wyćwiczyć.
Forma książki jest skoncentrowana na przestawieniu sposobu myślenia poprzez zastosowanie prostej zasady – zmieniam fałszywe kody na prawidłowe. Czyli krótko mówiąc, czytelnik ma nauczyć się wyłapywać swoje negatywne postrzeganie świata, chwil czy ludzi i przekodować je na pozytywne, cyt.:
„Zmień swoje podejście do życia, ludzi i świata. Zmień fałszywe kody zapisane w podświadomości na prawdziwe i naucz się ich. Możesz odzyskać radość, spokój i pewność siebie.”
Sam spis treści w tej książce jest już swego rodzaju przejściem z jednej fazy w drugą:
1. Wdzięczność.
2. Bądź jak okręt.
3. Jestem rzeźbiarzem.
4. Przekuwamy.
5. Dzika nadzieja.
6. Prawdy i frazesy.
7. Chcę, lubię, decyduję.
I tak dalej – nie będę przepisywać Wam całego spisu treści, ponieważ są tu 32 rozdziały.
Musze od razu zaznaczyć, że wydawnictwo Burda wykonało swoją pracę wyśmienicie. Książka jest bardzo przyjemna również pod względem estetycznym. Ma mniejszy format niż ten standardowy, ale czcionka została odpowiednio dobrana i czytelnik nie czuje zmęczenia wzroku, jak przy typowej książce „kieszonce”. Szata graficzna również jest przyjemna dla oka, ale na specjalne moje uznanie zasługują żółte karteczki.
Co kilka stron w treści pojawia się żółta strona, która niczym bonus podaje czytelnikowi na tacy bogate treści, ku specjalnej uwadze. Oczywiście swoim zwyczajem zaznaczyłam ich kilka, ale tutaj podaję Wam tylko jeden cytat:
„Nie wtrącam się, nie przekonuję na siłę. Podążam swoją drogą i niech inni też żyją tak, jak sobie życzą.”
Każda z tych żółtych stron w linię jest zapisana jakby odręcznym pismem Pani Beaty, co nadaje im
dodatkową formę autentyczności. Miałam wrażenie, że autorka kieruje swoją złotą myśl do mnie, a ja z przyjemnością ją odczytywałam.
dodatkową formę autentyczności. Miałam wrażenie, że autorka kieruje swoją złotą myśl do mnie, a ja z przyjemnością ją odczytywałam.
Pamiętajcie jednak, że po jakikolwiek poradnik czy zeszyt ćwiczeń nie sięgniecie, to w każdym obowiązuje zawsze jedna i ta sama zasada:
„…, bo cały w tym ambaras, aby dwoje chciało naraz.”
Co ni mniej, ni więcej oznacza, że choćby nie wiem jak bardzo autor się napocił, to jeśli czytelnik z góry nastawiony jest na nie, to niestety sama książka nic nie wskóra. Warto otwierać się na nowe treści, chociażby po to, żeby poznać inny punkt widzenia, a potem na spokoje przemyśleć czy wprowadzić go do swojego własnego życia.
Poradnik jak sama nazwa wskazuje ma na tylko poradzić i przedstawić inne możliwości, ale to już od nas samych zależy, którą drogą będziemy podążać.
Pozdrawiam serdecznie
Zaczytana Joana
BOOKIECIARNIA
Nie przemawiają do mnie książki tej Pani.
OdpowiedzUsuńTo było moje pierwsze spotkanie z twórczością Pani Beaty
UsuńZa szybko kliknęłam opublikuj :-)
UsuńTo było moje pierwsze spotkanie z twórczością Pani Beaty, zatem ciężko mi oceniać całokształt :-)
Bardzo ciekawy poradnik motywujący.
OdpowiedzUsuńTak, podobało mi się również wydanie bo jest czytelne i przejrzyste.
Usuń