Tytuł: "Gwiad naszych wina:
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: czerwiec 2014
Liczba stron: 320
Moja ocena: 10/10
Dwa dni tylko minęły, 312 stron tylko przekartkowałam, dwie noce
tylko nie przespałam, jedną książkę tylko przeczytałam i życie przeszło na inny
wyższy poziom. Tak John Green ze swoją książką wtargnął wręcz do mojego świata
i dziękuję
mu za to, że uświadomił mi jeszcze bardziej to co tak naprawdę już wiedziałam.
„Gwiazd naszych wina” to opowieść o trójce przyjaciół, których
połączyła walka o przetrwanie, walka o każdy następny krok, walka o każdy
oddech i każde możliwe spojrzenie. Główna bohaterka Hazel ma raka tarczycy z
przerzutami do płuc, Agustus przez raka stracił nogę, natomiast Isaak wzrok. W
takich okolicznościach poznajemy tych troje nastolatków, a każda następna strona
to nie tylko walka z chorobą ale i ze wszystkimi młodzieńczymi problemami.
Ogromny optymizm, pozytywne nastawienie do świata i dystans do
choroby pozwala przetrwać te najcięższe chwile. Nie chcą, by się nad nimi
litować tylko pragną przeżyć jak najlepiej ten czas który im pozostał. Pragną spełniać
swoje marzenia, przyjaźnić się, kochać i być kochanymi. Natomiast zdystansowane
i żartobliwe albo i wręcz ironiczne potraktowanie raka przez tych troje
całkowicie mnie rozbroiło, a całej powieści nadało niesamowitej lekkości. Hazel
mówiła o sobie, cyt. „Osoba Profesjonalnie Chora”, natomiast o niespodziankach,
które otrzymywała „bonusy rakowe” lub „uboczne efekty umierania”.
Jest jeszcze druga strona – czyli rozpacz i walka rodziców o każdy
dzień życia swojego dziecka. Dla mnie właśnie momentem przełomowym były słowa
mamy Hazel, które sprawiły że zaczęłam tę książkę czytać z innej – mojej
perspektywy. W chwili
słabości, obawiając się że traci swoje dziecko i przegrywa walkę z rakiem
powiedziała ona cyt.: „... nie będę już mamą..” – tak mną to wstrząsnęło i
poruszyło do głębi, że oczywiście łzy mi poleciały automatycznie. Jednak zaraz
po chwili uświadomiłam sobie, że ja na szczęście nie tylko byłam ale i jestem
oraz mam zamiar nadal być mamą pięknej i cudownej córeczki. Dlaczego o tym
wspominam, bo właśnie tak podeszłam do tej niesamowitej powieści i wyciągnęłam
z niej wszystko co pozytywne.
Przepłakałam jeszcze kilka momentów ale
po zamknięciu ostatniej strony zaczął się natłok samych pozytywnych myśli.
Warto albo i nawet trzeba cieszyć się tym co mamy i czerpać całymi garściami z
tego co nam życie przyniesie. Nastawiłam się na super książkę, mimo wszystko utrzymaną
jednak w melodramatycznym tonie, a to co otrzymałam całkowicie mnie
zaskoczyło i dało ogromną dawkę pozytywnej energii. Powieść mimo swego
ciężkiego i smutnego tematu jest wbrew pozorom niesamowicie przyjemna w
czytaniu i o dziwo żartobliwie ironiczna.
Dlatego podsumowując stwierdzam, że to
książka ciężka i lekka w tym samym momencie, bardzo smutna i dowcipna
jednocześnie, wyciskająca łzy żalu i radości zarazem. Zatem polecam ją
gorąco i dosłownie każdemu. Mam nadzieję że też weżniecie z niej garściami
wszystko to co pozytywne i rozświetlające. Ja ją w ten sposób sobie
przygarnęłam i mimo potoku łez czuję że przeczytałam kawał cudownej literatury.
Książka brała
udział w wyzwaniach czytelniczych „Pod hasłem” i „Z półki” w 2014 roku
Zaczytana Joana